Wspomnieniowo, melancholijnie, pogodowo, jesiennie i poniedziałkowo. Garść zdjęć wakacyjnych. Było fajnie, jest dobrze i będzie lepiej i aby do wiosny.
Nieważne
Nawet studenci nie biorący udziałów w kampaniach wrześniowych za kilka dni zaczną wspominać swoje wakacje. Szkolniacy, rodzice szkolniaków utrwalają stan wspomnień każdego dnia począwszy od 2 września (no może realnie od 3 września), a już szczególnie w każdy poniedziałek. Prawda, że wtedy najbardziej wracają wspomnienia? Prawda, że wtedy wszystko co było na wakacjach wydaje się najwspanialszym przeżyciem? Nieważne, że ryba była nieświeża i nieco śmierdząca. Nieważne, że na plaży mieliśmy 2mx1m dla całej rodziny. Nieważne, że woda w morzu zimna jak zawsze. Nieważne, że drożdżówka kosztowała 3 pln. Nieważne, że trzy dni skóra na plecach piekła jak słonecznie oparzona. Nieważne, że 3-godzinna kolejka na Giewont. Nieważne, że zbieraliśmy śmieci nad jeziorem (bo nie było gdzie kocyka rozłożyć). Nieważne, że zabrakło wody w schronisku po 4-godzinnym marszu w 40 stopniowym upale. Nieważne …
Poniedziałek
Wspomnienia wzmacniają się w odpowiednim kontekście. Kontekst poniedziałkowy świetnie się do tego nadaje. Po niedzielne poranne męczarnie i korki. Awantury o ubranie, o śniadanie, o cokolwiek. Poniedziałki są super.
Dzisiaj rano wyjrzałem za okno, wyszedłem na chwilę na zewnątrz (na dwór jak mówi większość ludzi w Polsce, na pole jak mówi południowa mniejszość). I co? I jasny gwint zimno, ciemno trochę i kapie na nos. Tegoroczna jesień twardo i bez pardonu zaatakowała. Rzuciła do walki spore siły, i tak trwa ta nierówna wojna od kilku tygodni. A podobno zima ma być super sroga, 100-letnio-sroga – taka ma być podobno. Przekonamy się pewnie już nie długo.
Złota jesień
Polska złota jesień. Pamiętam jak dwa lata temu z młodocianymi naszymi tarzaliśmy się w liściach, w parku. Słonecznie, ciepło, sucho i mnóstwo jesiennych złoto-brązowych liści. Super frajda. Na główkę nie zaryzykowałem, ale na boczek i z turlaniem próbowaliśmy wszyscy. Zasypywania, zakopywanie, wyskakiwanie z kupy liści z rykiem budzącym grozę. Oj. Na razie na drzewach mnóstwo zieleni. To może jeszcze będą parkowe wygibasy? Jesieni ciepła, jesieni złota, jesieni przyjdź do nas i w tym roku.
Wspomnienia po wakacjach
Miało być wspomnieniowo po wakacyjnie. Będzie zdjęciowo wspomnieniowo. Proszę bardzo.
Wakacje, zgodnie ze odwieczną tradycją należało rozpocząć od … remontu. Nam się udało.
Nie samym malowaniem i remontowaniem człowiek żyje. Plaża na wakacjach ma być. U nas była.
Nasz tegoroczny hit wakacyjny. Cudowny bieszczadzki czas. Wspaniała, fantastyczna Połonina Caryńska zaliczona w komplecie. Nawet z najmłodszą zawodniczką wniesioną na plecach.
Kolejka Bieszczadzka. Także zaliczona, dla mnie odrobinę przereklamowana, ale przynajmniej raz obowiązkowa. Zrobione.
A takie widoki witały nas na stacji kolejki. Ci, którzy jedli twierdzili, że było pyszne.
Mnie natomiast zachwycił koncept mieszkających tam ludzi. To jest świetny przykład, podręcznikowy jak należy, jak można wykorzystywać szanse jakie daje nam życie. Zamiast siedzieć i jęczeć warto rozejrzeć się wokół i przygotować się na. Proste, smaczne i jest sposób na zarobienie (może dorobienie) na codzienność. Można protestować, że nie ma pracy, można pracy poszukać, można pracę stworzyć.
Sympatyczny zaskroniec spotkany na naszym wakacyjnym szlaku. Mały na zdjęciu, bo on był malutki. Prezentował się dobre 10 minut.
Wiem, że to marne zdjęcie. Biję się w piersi i postaram się poprawić. Na małe usprawiedliwienie może, że robione z ręki na rękę aparatem telefonu. Historia niecodzienna. Piękna ważka latająca sobie wokół nas. Ja wyciągam dłoń. Ot tak. Co robi ważka? Pięknie, subtelnie, z gracją ląduje na mojej dłoni. I tak sobie dobre kilka minut łaskocze mnie. Po czym odlatuje. Koniec przedstawienia.
O nie nie koniec. Prawdziwy zaklinacz ważek wie jak się zaprzyjaźnić. Wyciągam rękę po raz drugi. Przyjaciółka (a może przyjaciel) ważka wraca po kilku kolejnych okrążeniach nad głowami. Miła i sympatyczna ta ważka.
Jestem człowiek z lasu. Las więc też musi być. Był. I bieszczadzki i nie tylko. Kocham las.
Krasiczyn zaliczony. Pałac niespecjalnie mnie urzekł. Pewnie jakby zachował swoją świetność przynajmniej w 50% byłoby inaczej, ale zawieruchy wojenne, zawieruchy komunistyczne swoje zrobiły. Park pałacowy bardzo fajny dla odmiany. Warty wyspacerowania, wysiedzenia na ławeczce, obejrzenia wspaniałych wiekowych drzew. Książę Adam Sapieha (późniejszy krakowski biskup, kardynał) biegał pomiędzy tymi drzewami. Tutaj się wychowywał. Tego nie wiedziałem.
Puenta
Było fajnie.
A jak u Was? Udało się gdzieś wyskoczyć?
Post Scriptum
A jak zostanę blogerem pełną gębą, pełną etatą i pełną kontą to wakacje cały rok. A może mi się wydaje?
Ładnie te wakacje ci się udały. Będzie co wspominać. U mnie na spokojnie, domowe zacisze i mnóstwo nauki, niestety, takie życie żaka. Ale żalu nie, było także wiele wspaniałych chwil, których nie zapomnę.
Ps.: Trochę mnie przestraszyłeś tą zimą, może nie będzie tak źle. Z reguły lubię zimę, więc trzymam kciuki, że zima stulecia nas jednak ominie. Ale w sumie, nawet jeśli, to będzie co wspominać 🙂
Ale to tylko prognozy, a śnieg jest fajny :).
No i będzie, będzie co wspominać.
Wakacje rzeczywiście były fajne.
No tak, remont na rozpoczęcie urlopu to podstawa. Ja w tym roku pozwoliłem sobie na wyjazd bez tradycyjnego odmalowania przedpokoju i do dziś mam wyrzuty sumienia 😉 W ramach rekompensaty w następnym sezonie pewnie dodatkowo pomaluję jeszcze jeden pokój, zanim gdziekolwiek wyjadę 🙂