Kółka zainteresowań. Hermetycznie wyłączone od reszty. Zrewidowałem nieco moje wyobrażenia. Polubiłem BlogForumGdansk 2013. Pewnie teraz zbyt pozytywnie zajarany. Widziałem.

Towarzystwo wzajemnej adoracji

Kilka dni temu założyłem sobie, że będę się trzymał z daleko. Całość pachniało mi spotkaniem towarzystwa wzajemnej adoracji. Spotkaniem, gdzie wszyscy będą dyskutować lub udawać, że dyskutują o kapuście. I racze nic więcej. Zachwycać się sobą, poklepywać po pleckach, wzdychać do tych co mogą (co potrafią) więcej. Popijać to czy tamto (z naciskiem na tamto). Przesiadywać do prawie ranka i gadać o niczym. Lansować się jak tylko i gdzie tylko i z kim tylko. Tak sobie myślałem w piątek kilka dni temu.

Będą biegać po Gdańsku, wszamiać rybki i frytki, patrzeć w niebo, karmić mewy i nie kąpać się w morzu – bo za zimno. Będą pstrykać fotki, pisać na twitterze, jękolić na fejsie i pokazywać na instagramie i sprawdzać staty. Będą kręcić filmy, trzymać nosy w górze i chwalić się zawieszonymi smyczami z identyfikatorami. Będą udawać przyjaźnie i serdeczności, udawać jak to długo się nie widzieli i udawać, że wszyscy tak strasznie się lubią. Właśnie tak sobie myślałem w piątek kilka dni temu.

Tworzenie

Wierzę, że każdy w mniejszym lub większym stopniu nosi w sobie potrzebę tworzenia. Czasem zagłuszoną przez … codzienność, marne nawyki, kopniaki i sam nie wiem co jeszcze. Ta potrzeba pcha nas – ludzi – do robienia rzeczy, które są nowe, które coś nowego wnoszą. Czasem jest to coś mądrego, częściej jest to coś głupiego. Pisanie bloga jest dla mnie jedną z form realizacji tej potrzeby.

Klawiatura komputera przenośniego

Myślę sobie, że marnie byłoby gdyby pisanie blogów zredukować do chęci (kiedyś) zarobienia tylko. Zredukować do prowadzenia firmy generującej przychód. Tutaj jest coś więcej, tutaj jest coś zupełnie więcej. Na szczęście.

Poniedziałek po

Poniedziałek. Kolejny tydzień i powrót do dni pracujących. Poniedziałek po Blog Forum Gdańsk 2013. W taki dzień nie należy popełniać takich błędów. Ja jednak to zrobiłem. Wyszedłem poza stan obserwacji twittera. Kliknąłem w link przerzucający na kanał BFG. Stało się. Wsiąkłem czy też wsiąknąłem jak kto woli.

Poczułem się tak, jakby rozpędzone do 270km/h wahadełko wjechało we mnie z całym impetem. Wszystko inne zostało odrzucone na bok, wszystkie zadania, pomysły, konieczności – to wszystko czeka.

Ojciec Leon Knabit uderzył pierwszy. Przygarbiona postać staruszka i blog. Człowiek. A ja niedawno jęczałem w myślach, że może to „za stary” jestem na blogowanie – oj głupi ty, oj głupi ty.

Potem było jeszcze mocniej, najmocniej chyba właśnie. Zanim zaczniesz usiądź mocno na swoim krześle. To było jak dwa wahadełka uderzające jednocześnie z przeciwnych stron. Jak w akceleratorze. Detektory ledwo wytrzymały. Agnieszka Kaluga i jej zorkownia. Bardzo, bardzo mocne. Blog o umieraniu.

Były inne, kolejne, następne. Obejrzałem relację z całego pierwszego bloku wystąpień – człowiek. Na więcej nie mam już dzisiaj siły.

Człowiek

Człowiek. Za całym tym blogosferowym wynaturzeniem stoi właśnie on – człowiek. Odkrycie (eureka). Nie wordpressy czy inne softy. Nie hostingi, nie lapki, smarty, focenie, twittery, hajs, ciuchy i coś tam jeszcze. Najważniejszy jest tutaj człowiek. Być powinien i wtedy to chyba nabiera sensu.

Człowiek i jego życie, jego radości i smutki, jego mądrości i głupoty, aż po umieranie. Te blogi to całkiem fajna sprawa, a dobre mądre blogerki i dobrzy mądrzy blogerzy jeszcze bardziej.