Coś jest nie tak. Z całą pewnością. Niby normalny, ale nie do końca. Nie zażywam leków, a może należy? Tylko jakie? Nie rozumiem wielu rzeczy dla innych oczywistych. Oczywistych inaczej.

Dobrze mi z tym

Już od wieków tak było. Odkąd sięgam moją marną pamięcią. Odmieniec choć nie wyklęty. Odrodne dziecko swojego ojca.

Wiele rzeczy można ze mną robić. Są takie, których się nie da. Po prostu. Nie i koniec. Niezmiennie od lat. Beton.

Koszykówka – uwielbiam. Jedzenie dobre – super. Gotowanie też jest fajne. Wędrówki piesze szczególnie po lesie. Dziewczyny moje – no zawsze tęsknie. Zaduma, medytacja, refleksja i modlitwa – tak, są mi potrzebne. Muzyka – ach, ach, ach. Książki – też ach. Filmy to troszeczkę mniej.

Mogłem zostać księdzem.

kieliszek

Mogłem zostać fizykiem (nie żartuje, trochę nawet zostałem), choć raczej nie teoretykiem. Na sportowca trochę za marny byłem. Była szansa na muzyka, mała, ale jednak. Pisarzem – to przede mną jeszcze. Poetą – pół zeszytu zapisanego. Politykiem – oby nigdy. Fotografem – chciałbym nawet i będę, epizody w przeszłości zarejestrowane. Tancerzem – bywałem, bywałem, może kiedyś się pochwalę, choć innym. Zostałem mężem i ojcem (no i dobrze mi z tym).

Sierpień

Z sierpniem mam dwa skojarzenia. Tak się składa, że oba związane z religijnością. Pierwsze skojarzenie to abstynencja. Sierpień to katolicki miesiąc trzeźwości. Tak to w Polsce wygląda na poziomie deklaracji i zachęt. Drugie to piesze pielgrzymki. Może to niemodne, mało modne dzisiaj. Trudno, w takim razie mogę być niemodny. Przez wiele, wiele lat co roku w sierpniu wędrowałem pielgrzymim szlakiem z Zamojszczyzny (prawie dwa tygodnie). Zawsze było wspaniale. Super wspomnienia. I perseidy przy dobrej pogodzie. Pamiętam niebo pozamiastowe, ciemne, rozbłyskające przelatującymi do białości rozpalonymi meteorytami przez ziemską atmosferę. To jest tak wspaniały widok, że trudno opisać. Warto zobaczyć. Skóra cierpnie, włoski stają.

Sierpień miesiącem trzeźwości. Wrzesień, październik, listopad, grudzień. Styczeń, luty i tak dalej. wszystkie miesiące dla mnie są miesiącami trzeźwości. Dokonałem wyboru. Świadomy wybór w 100%, choć nigdy nie próbowałem inaczej. Nigdy w życiu nie byłem pijany.

Nie pójdę do pubu, nie wypiję lampki nawet najlepszego wina. Nie walnę kielicha.

Szkoła średnia była czasem wielu konfrontacji. Nie piję i już. Zakładano się. Namawiano. Przekonywano. Nie piję i już. Niektórzy próbowali wykorzystywać. Beton. I szacunek. Może za wytrwałość. Szacunek pozostał.

Imprezy

– Co to za Polak jak się nie napije? – słyszałem wielokrotnie.

Zauważyłem to niejeden raz, co tam za każdym razem to widzę. Zawsze, gdy mam okazję brać udział w imprezie. Szczególnie dobrze widać to przy imprezach z tak zwaną potańcówką (choćby przyjęcia weselne czy sylwestrowo-noworoczne). Sporo czasu musi upłynąć, kilka kolejek popłynąć zanim pojawi się ochota na poruszanie członkami i tułowiem.

Zwyciężylibyśmy w znakomitej większości konkursów na: „kto pierwszy wstanie do tańca”.

Nie wiem natomiast jak to jest pląsać po dwóch setkach. Tak jak większość wokół nie wie jak to jest pląsać bez żadnej setki.

Z zięciem bez wódki

Jeżeli przyjdzie Ci do głowy pomysł wyskoczenia ze mną na piwo to tam zostanie.

Piękniej się żyje z zasadami. Łatwiej się żyje z zasadami.

Ciekawe jak to jest nie móc się napić ze swoim synem.

Ciekawe jak to będzie zostać zięciem bez wódki. Kiedyś może o to zapytam.

Czy coś ze mną jest nie tak?

Autorem zdjęcia jest: jbozanowski