Początki są trudne, jak mawia przysłowie. Jednak bez początku nie będzie końca. Codziennie używamy zwrotów, których bardziej lub mniej świadomie nie rozumiemy. Przyzwyczajenie zabija świadomość. Brak świadomości to brak wolności. Brak jakości naszego istnienia. Myśl co mówisz, wiedz co mówisz.

O co chodzi?

Myśl co mówisz, wiedz co mówisz. Albo nie mów.

Zadajemy wiele, mnóstwo pytań. Udzielamy (zwykle) odrobinkę mniej odpowiedzi. Komunikujemy się z innymi osobnikami gatunku ludzkiego. Jakby na to nie patrzeć to właśnie jest jeden ze sposobów na budowanie relacji, powiązań. Do tego wszystkiego jest nam potrzebne odpowiednie narzędzie i jest nim język. Jak każde narzędzie, a szczególnie jak każde skomplikowane narzędzie wymaga serwisowania. Wymaga konserwacji i nieustannej nauki właściwego używania.

Co u Ciebie słychać? Co u Ciebie?
A jak Ci leci?

ptaszek

No i co tam?
Co porabiasz?

Potraficie udzielić dobrych odpowiedzi na te pytania?

A rozumiecie czego one dotyczą i co w nich chodzi? Ja nie bardzo.

Bezsensowne zapytajki

Dokładnie tak, to są bezsensowne zapytajki. Ktoś kto zadaje Wam takie pytanie wcale nie oczekuje odpowiedzi. Nawet nie jest świadomy o co tak naprawdę pyta. Powiem coś bo pasuje, bo należy, bo wypada, bo głupio inaczej. Zagajenie.

A może to zwykłe lenistwo? Nie chce się nam wysilić naszych szarych komórek (zakładam, że jednak są). Nie chce nam się włożyć choć odrobiny wysiłku, nie chce nam się zrozumieć co zamierzamy powiedzieć.

A może to jest wredoctwo zwyczajne? Wyuczone, wytrenowane, wessane z mlekiem matki, wpojone w trakcie socjalizacji. Wredoctwo bo jak inaczej nazwać stan olewania drugiej osoby. Zapytam, ale tak naprawdę to mam w d… co u Niej, co u Niego. Jak osoba nie będzie skupiona to może nawet powie coś, co będzie można wykorzystać …. hehehe.

A może to automatyzacja i zrobotowienie naszej egzystencji? Tak wiele mówi się o automatyzacji, optymalizacji, obniżaniu kosztów i wreszcie kryzysie. Tak wiele standardów, ustaleń, obostrzeń, procedur i pieczątek. A skóra się utwardza, serce kamienieje, mury coraz grubsze… Pobudka, kawa, bułka, tramwaj, do roboty…. Robociki sobie żyją, tylko czy żyją? Robociki wykonują zadania. Mają być skuteczne (te robociki) i efektywne. Nie myśl. Po co Ci to…

A może to brak czasu?

A może to głupota?

A może…

Nie zależy

Nie zależy nam na drugim człowieku. Tak to podsumowuje. Nie zależy nam i nie chce nam się nic zmienić. Ważne, że ja. Egoistyczna banda.

Czego to uczą w szkołach? a może czego to nie uczą w szkołach?

Bezludna

Bezludna wyspa. Duża, jedzenie rośnie lub biega, woda słodka i słona. Piękne widoki. Węże nie gryzą, komarzyce nie piją, a słowiki podśpiewują.

Lądujesz na niej.

Jak długo będzie Ci tam dobrze bez drugiej osoby?

Po dwóch tygodniach nic, po trzech nic… po miesiącu pojawia się druga osoba. Jasne, jasne a jaka płeć? To nie jest istotne. Teraz. Istotne jest że Ty masz z kim rozmawiać. Masz komu zadać pytanie, opowiedzieć swoje historie. Masz szanse docenić każdą wspólną rozmowę, wymianę myśli.

Cast Away

Pamiętacie taki film? Z roku 2000 roku. Jeżeli nie widzieliście to szczerze polecam. Obejrzyjcie sobie.

Główny bohater (w tej roli Tom Hanks) ląduje (dobre słowo) przymusowo na wyspie. Bezludnej wyspie. Los daje mu trochę gratów i paczek z rozbitego samolotu. Samolot przewoził przesyłki kurierskie.

Organizuje sobie życie bo musi. Udaje się. Brakuje mu tylko jednego. Towarzystwa, kogoś z kim mógłby porozmawiać. Spojrzeć w twarz. Odczuć emocje.

W jednej z paczek znajduje piłkę. Wilson-a. Piłka staje się jego towarzyszem, przyjacielem, rozmówcą (jednostronnym, ale cóż). Chuck znajduje towarzystwo.

Niebo

Niebo nie może być bezludnymi wyspami. W niebie można rozmawiać z innymi. Można z nimi być. A przynajmniej taką mam nadzieję.
A może przynajmniej mają tam piłki?

Autorem zdjęcia jest: Matt MacGillivray/