Gorąco. Prosiaczek. Kopacze. Smoleńsk. Atrakcja goni atrakcję. Za chwilę wybory, bo przecież wszyscy będą wybierać selekcjonera. Ciekawe czasy mamy.
Kubuś Puchatek i Prosiaczek
Bardzo lubię serię bajek o Kubusiu Puchatku. Jednym z bohaterów jest przesympatyczny, bojący się wszystkiego i jednocześnie odważny Prosiaczek. Potrafi przełamywać swoje strachy, ratować przyjaciół. Jest świetny.
Prosiaczek stał się jednym z wiodących tematów ostatnich dni. Co prawda konkurencja wielka, bo kopacze, bo specjaliści od brzozy, ale świnka dała radę, szczególnie w blogosferze. Nie ten fajny z Kubusia. Inny zupełnie. Zapakowany w błyszczącą folię. Z zamkniętymi oczami leżący i marznący w zamrażarce. Stał się bohaterem komentarzy, wpisów, uwag. Mały prosiaczek, a tyle można o nim pisać i mówić. Świetny polaryzator, nie ma co.
Świnki to takie zwierzątka, które zjedzą prawie wszystko. Takie, którym zasadniczo nie będzie przeszkadzać leżenie we własnym g…. Chrumkają, mlaskają i przepychają się jak mogą. Koryto się liczy przede wszystkim (hmm jakoś znajomo to zabrzmiało). Są świnki małe i są duże jak urosną. Ludzie hodują je w zasadzie w jednym celu. Hodują je po to, aby je zjadać. Ukatrupić, powycinać co lepsze i co gorsze, przerobić, przemielić, wymiętolić, udusić, uwędzić i zjeść. One jedzą wszystko, my jemy je. Taki chichot natury.
Super oferta
Nie dalej jak kilka dni temu zrobiło się głośniej o ofercie jednej z sieci hurtownio-hipermarketów. Zapakowana świnka. Niby nic niezwykłego, wszak to mięsko. Tyle, że ta świnka była młodociana. Prosiaczek. Prosię w całości. Z głową, kończynami, ogonkiem, prawie ze wszystkim. Dobrze, że oczka przymknięte, bo dopiero byłaby afera.
Pojawiło się prosię i świat się obudził. Internet się zagotował. Zawrzało. Niedobrzy, wredni, bez czułości, gnoje, oprawcy. Jak oni śmią takie rzeczy oferować. Jak śmią takie małe prosięta pakować do folii i wkładać do zamrażarki. Nieludzkie to takie jest. Uwolnić i wypuścić wszystkie. Natychmiast. Świnki na wolność. Nie da się? Nie ważne – wypuścić i już. Z drugiej strony głosy poparcia, aprobaty, zadowolenia. Polaryzacja aż miło.
Fala oburzenia i fala poparcia starły się z hukiem i iskrami. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wczoraj pojawił się kolejny epizod serialu. Sieć tymczasowo wycofuje ze swojej oferty całe zafoliowane prosiaki. Takim komunikatem uraczył nas przedstawiciel biura prasowego sieci. Koniec? Nie sądzę. Sieć będzie konsultować tę decyzję i tę ofertę z klientami, którzy chętnie z niej korzystali. Prosiaczek pewnie nie musi leżeć na wierzchu, nie musi leżeć w zamrażarce na hali. Nie musi, ale może dojechać do klienta. Da się zrobić.
Tylko o co tu chodzi
Do tej pory większości ludzi prosię jadalne było znane pewnie z filmów czy książek. Większość ludzi nie byłaby w stanie wykombinować, że sami, w domku nawet mogą zrobić sobie dobrze wykorzystując takiego małego prosiaczka. Uświetnić imprezę rodzinną. Imieniny pani domu, urodziny pana domu, pępkowe, komunię i coś tam jeszcze. Nawet nie wpadłaby na pomysł, że da się takie prosiątko gdziekolwiek kupić. Tyrolskiej 20 dag i pasztetowej 15 dag poproszę. Teraz się zmieniło. Każdy kto przeczytał, usłyszał już wie że się da. Jak przyjdzie ochota to tylko sięgnąć.
Internet jest gigantycznym organizmem medialnym. Niełatwo się przebić. Szumi i szumi, tu i tam. Niełatwo tak dorzucić swoje trzy grosze do szumienia, aby suma sumarum wyszło na nasze. Suma sumarum nasz przekaz został zauważony, nasza sprawa nagłośniona, podana dalej.
Łapiecie już?
Mam swoją teoryjkę na temat prosiaczka. Mam nie wiedzieć czemu wewnętrzne przekonanie, że zarówno nagłośnienie jak i potem wycofanie z odpowiednim komunikatem to całkiem dobrze zaprojektowana, a przynajmniej przeprowadzona akcja marketingowa. Akcja o naprawdę dużym zasięgu i mocnym oddziaływaniu na odbiorców.
Chyba zacznę się zastanawiać gdzie ja znajdę swojego prosiaczka. Jak wymyślę to wszystko wystrzeli w kosmos, a ja będę mógł rzucić większość moich obecnych zajęć.
Zdjęcie (licencja CC) od: jbozanowski i flickr