Nie zgłębiłem sztuki bilokacji filozoficznej, nie umiem być jednocześnie zwolennikiem i przeciwnikiem tej samej sprawy. Nie można pić wódki i być abstynentem. Mały appendix do wpisu o halloween.
Strachy
Niedawno, przedwczoraj napisałem coś tam o halloween. Temat na czasie, a jakże. Dynie kupione, przebrania wybrane, cukierki czekają na dzieci – będzie się działo. Już jutro.
Dzisiejsze strachy niewiele mają wspólnego ze źródłowym staropogańskim obrzędem. Śmiem przypuszczać, że najwyżej maluteńka tyci tyci garstka ludzi świadomie nawiązuje do celtyckiego święta pożegnania lata. Większość wymazanych pastą do butów czy innym klajstrem już dawno traktuje to jako element dobrej zabawy tylko. I nic więcej pewnie. I ma do tego prawo.
Dylemat i bałwan
Zatem o co chodzi z moim dylematem chrześcijańsko-halloweenowym?
Nie, nie chodzi bynajmniej o świadome pogaństwo jak pewnie można by przypuszczać. Jeżeli ktoś tak zrozumiał ten wpis – to znaczy, że albo nie doczytał, albo ja marnie go napisałem. W sumie przyczyna nie jest najważniejsza – skutek bardziej. Po dostaniu po nosie komentarzem Krzyśka (za który dziękuję) pojawiła się myśl o przygotowaniu swoistego appendix(-u). Więc oto jestem i czynię swoją powinność ku swojej i innych uciesze. A przynajmniej z taką nadzieją w duchu.
Za wspomnianym Krzyśkiem podrzucam dwa linki, do dwóch (a jakże skoro dwa to do dwóch…) wpisów. Polecam ich lekturę.
Pierwszy: Szantaż na wiarę
Drugi: Dylemat w kwestii bałwana
Ja przeczytałem. Zgadzam się mocno z każdym z nich z osobna i razem też.
Świadomy na umyśle (a przynajmniej tak wydaje mi się) oświadczam zatem: mój problem z pogodzeniem halloween i katolicyzmu nie jest dylematem bałwana. Nie jest też straszeniem i szantażowaniem na wiarę. Z niewolnika nie ma dobrego robotnika, a strach nie jest narzędziem wolności. Strach może być najwyżej narzędziem zdobywania czy utrzymania władzy.
Mój problem – jak napisałem we wspomnianym wpisie – to problem swoistej schizofrenii (o ile dobrze rozumiem pojęcie schizofrenii). Nie można pić wódki i jednocześnie być abstynentem. Nie ma to nic wspólnego z demonizowaniem dyni, strachów i sztucznej krwi.
Wybieranie i świadomość
Życie składa się nieustannego wybierania. Każdego dnia, w każdej chwili mniej lub bardziej świadomie każdy z nas coś wybiera. Jeżeli nie wybiera świadomie to dzieje się to po za nim. Jeżeli sam nie decyduje to inni, to świat, to tamci robią to za niego. Tak się dzieje i już.
Lubię używać pojęcia świadome życie. Z pewnością nie ja pierwszy i nie ja je wymyśliłem, ale pasuje do mojego thinstyle-owego teoretyzowania. Dla mnie oznacza ono spójne i pełne świadomości istnienie. Spójne czyli godzące ze sobą codzienne wybory i wyznawany system wartości (fundamentalne poglądy jak ktoś woli). Spójne czyli prawdziwe i nie fałszywe.
Nie można katolikiem być tylko od święta, nie można nim bywać. Jesteś, albo nie jesteś. Nie mam absolutnie nic przeciw dobrej zabawie. Sam też ją lubię. Nie mam nic przeciw przebierankom, choć nie przepadam za nimi.
O co więc do licha chodzi?
Katolik podczas Bożego Narodzenia świętuje wspomnienie narodzin Boga, podczas Wielkiej Nocy świętuje pamiątkę nocy Zmartwychwstania, podczas dnia Wszystkich Świętych raduje się rzeszą świętych. Czas i miejsce nie jest bez znaczenia.
Jak chcę się postraszyć ze znajomymi (lub nie) to umawiam się na imprezę ‚na strachy' i bawmy się.
Nie dlatego nie jem w piątek mięsa bo ot tak mi się podoba, ale dlatego, że to jest forma wspomnienia właśnie tego konkretnego dnia tygodnia w którym wierzymy, że w tym dniu miała miejsce Droga Krzyżowa. To nie jest efekt losowania czy ślepego wyboru, lecz w pełni świadoma konsekwencja moich priorytetów.
Nie można pić wódki i być abstynentem.
Skoro już mnie wspomniałeś, to napiszę coś jeszcze 🙂
1) „Jak chcę się postraszyć ze znajomymi (lub nie) to umawiam się na imprezę ?na strachy? i bawmy się.” Może właśnie takie umawianie się na zabawę jest w Helloween bo jest powód do zabawnego bawienia się? W Andrzejki też nie wolno się bawić katolikowi bo to też rugowane przez katolicyzm święto?
2) Ogólna tendencja katolików/chrześcijan do samobiczowania się jest dla mnie całkowicie niezrozumiała. Świąt kiedy należy użalać się nad duszami jest tylko kilka. W pozostałych przypadkach/dniach chrześcijanin powinien tryskać humorem i radością. Bardzo podobają mi się msze amerykańskie gdzie wierni wspólnie śpiewają, tańczą i widać że z radością chwalą stwórcę. U nas to tylko kajanie się.
3) Żegnanie zmarłych które jest tragedią, wszyscy płaczą. Rozumiem, że to strata dla rodziny, ale powinna się ona cieszyć że ich najbliższy dołącza do stwórcy i jest w lepszym świecie. To powód do radości a nie rozpaczy.
4) świadome wybieranie i religijne nakazy. Katolicy biorą z wiary to co chcą i co im pasuje. To prawie jak szwedzki stół 🙂 Postaw w dyskusji koło siebie Terlikowskiego, Hołownię, Cejrowskiego i kardynała… (jest teraz taki znany w związku ze słowami o wchodzeniu dzieci do łózek dorosłych). Pojmowanie wiary katolickiej przez każdego z tych panów nie jest diametralnie różne – w ogólności ale diametralnie różne – w szczególności (vide nagranie http://www.youtube.com/watch?v=R9Ors4ouPzY). Każdy dobry katolik powinien (m.in):
a/ wierzyć w dogmat o nieomylności papieża
b/ nie używać żadnych środków antykoncepcyjnych ani stosunku przerywanego
c/ miłość francuska tylko jako gra wstępna bo „skończyć” w ten sposób mężczyzna nie może
d/ uważać, że JP II postąpił słusznie zakazując używania/propagowania prezerwatyw w Afryce. Niech ciemne ludy wśród których jest ok. 20% zarażają się wirusem HIV (patrz punkt a/)
e/ jeszcze wiele innych tyczących się zachowań homoseksualnych, aborcji czy eutanazji ale nie chciałbym ich poruszać tutaj bo są zbyt obszerne i odciągają od przedmiotowego wątku)
f/ wielu, wielu innych o których można pisać jeżeli dyskusja się rozwinie.
Podsumowując: jeśli nie wierzysz w np. a/ to już nie jesteś „prawdziwym” katolikiem.
Aha prawdziwy polak i katolik to ten który uważa, że każdy ma myśleć tak jak on a jeśli nie to należy się go pozbyć…
@Krzysiek
jak zawsze dzięki za komentarz :).
Nie wnikając i nie roztrząsając podanych argumentów (z większością się nie zgadzam 😉 ) skomentuje to tak:
Nikt nikogo nie zmusza. Nie ma obowiązku być katolikiem. Amen.
Fajnie że z większością się nie zgadzasz bo w takim razie z mniejszością już tak.
Napisałeś: „Nie ma obowiązku być katolikiem”. A ja pytałem co to znaczy być katolikiem. Skoro ludzie którzy uważają się za katolików postępują różnie i mają różne punkty widzenia na różne (kluczowe z punktu widzenia wiary i religii) sprawy.
Mam nadzieję że nie wierzysz w dogmat o nieomylności papieża bo musiałbym się zacząć bać, że gdybyś kiedyś był we władzach naszego państwa to mogłoby dość do nowej fali „miłosiernych” wypraw krzyżowych.
Różnorodność to wszak cenna cecha społeczności :).
Na takie pytanie niech każdy sam odpowiada. Ja swoje racje przedstawiam i dalej będę (pewnie będą kolejne wpisy, z których będzie to (będą one) wynikać).
Jeszcze raz: jestem katolikiem i przyjmuję to co KK przekazuje w zakresie swojego nauczania. Także w zakresie dogmatyki. Amen.
Nie należy jednak tego mylić z miejscem na rozmowę, dyskusję, wątpliwości. Jestem za K mocno, mocno otwartym i jak wiesz pewnie jest to w opozycji do wielu ‚main’ nurtów.
O wyprawy się nie obawiaj.
ok, zostawmy to zatem. Myślę że za jakiś czas napisze więcej o swoim zdaniu na ten temat u siebie 🙂
Pozdrowienia