Solina, Tarnica, Połoniny Wetlińska i Caryńska, Mała i Duża Rawka, „Baza ludzi umarłych”, wilki, rysie i daleko od Zakopanego, Giewontu i kolejki na Kasprowy Wierch. Bieszczady. Szwagier i szwagierka. Ruska bania. Bo jeszcze są wakacje.

Dwa tygodnie

Dwa tygodnie do końca sierpnia. Dwa tygodnie do końca szkolnych wakacji. Studenci mieli szansę na więcej. Kto nie musi walczyć w kampanii wrześniowej, to może poleniuchować dłużej.

Szkoła ma swoje upierdliwości. Jedna z nich to 1 września (lub czasem 2 jak w tym roku), ale nie zbytnio dalej. Jest jeszcze jedno wyjście. Zawsze można zawagarować. Za przyzwoleniem, co tam za namową i pomysłem rodziców. Tylko czy to są jeszcze wagary?

Przez kilka dni można zrobić dużo fajnych rzeczy.
bieszczady
Przez dwa tygodnie to ho ho ho. U nas pomysł kiełkował od dobrych kilku miesięcy, a co tam chyba nawet od kilkunastu. Na wiosnę, podczas polskiej majówki byliśmy blisko. No nie udało się. Pisałem o tym w majówkowym wpisie. Nie chcieli to nie, będą żałować. Nawet nie wyobrażają sobie kogo mogli ugościć. Sam sobie próbuje wyobrazić.

Szwagier

Dobry, porządny szwagier to wielki skarb. Można się wódki napić – choć nie w moim przypadku i nie w przypadku mojego szwagra. Rzekłbym choć to nie do końca na miejsce, że dobraliśmy się jak w korcu maku.

Szwagier wiele lat temu załatwił ważną sprawę. Bardzo ważną i proroczą. Cóż takiego zrobił? Możecie nie uwierzyć, ale przehandlował swoją siostrę. Ja stanowiłem drugą stronę transakcji. Żart fajny, uśmiechamy się do dzisiaj. Handel oczywiście udawany, ale co by nie mówić to dzisiaj jego siostra nie zmieniła swojego przeznaczenia. Szwagier już wtedy czuł pismo nosem. Co tu dużo gadać, on ma bardzo fajną siostrę.

No więc tenże szwagier, ze szwagierką jego ślubną żoną wymyślili. Wymyślili, że może tak razem byśmy wyskoczyli. Nie całkiem daleko, z ominięciem Egiptu, Grecji i Wysp Kanaryjskich. Wymyślili, że może tak w Bieszczady jakieś (mało bieszczadzkie, ale jednak już Bieszczady) pojechalibyśmy sobie razem?

Od słowa do słowa, potem przyszły czyny. Jutro mamy się zameldować w naszym wspólnym tygodniowym domu bieszczadzkim. Zamierzamy tego dokonać. Pewnie, że wolałbym wyskoczyć w bardziej kameralnym towarzystwie. Bez narybku i szwagrostwa. Następnym razem (czytaj: wkrótce).

Walizka

Chyba się starzeje. Coraz częściej używam słów:

a bo kiedyś…

A bo kiedyś potrafiłem się spakować w 20 minut i jazda. Dzisiaj sprawy są bardziej pokręcone. Po prostu jest nas więcej. Co więcej, jest nas tak więcej, że ilość rzeczy jakie trzeba zabrać nawet na 7 dni robi się imponująca. Powtórzę dla utrwalenia: imponująca. Nie ma takiego samochodu, którego nie dałoby się zapakować pod dach. Nie ma.

Nasz stary, ale na szczęście nadal jary AELq (znawcy wiedzą o co kaman) i choć wielki jak autobus to i tak ledwo klapy swoje domyka. Just life – jak mawiali starożytni Majowie. Just life (dla utrwalenia).

No więc my czyli ja i ukochana zaobrączkowana zmieścimy się w jednej małej walizeczce, a reszta to… w kilku trudno upchnąć. A to podwozie czterokołowca, a to piłka, a to zapas tego czy tamtego. AEL przyjmuje i połyka cierpliwie ile stal dopuści.

Jedziemy zaraz

Wszystko pięknie. Bieszczady. Już jutro (chyba nawet już dzisiaj, bo północ za nami), 260 km i dobijemy do przystani. AEL zatankowany. Walizki prawie wrzucone.

Zastanawiam się co tam będziemy robić. Czy przez 7 dni nie popadniemy w nałogowe nudziarstwo? Marzenia warto spełniać, marzyliśmy o takiej wyprawie.

Zastanawiam się co robić całkiem na poważnie. Jak ktoś ma pomysł co robić z dziećmi, z całą rodziną przez 7 dni to bardzo proszę o podzielenie się. Może być i na maila. Nasza baza będzie znajdować się kilkanaście km na północ (no właśnie…) od Soliny.

Oj zapomniałbym muszę jeszcze zapakować badminton-a zestaw, dwie książki i karty – a nuż w pokerka jakiegoś wieczorową porą ze szwagrem.

Pora spaaaaać. Dobranoc. Pchły na noc i wilki jakieś.

Autorem zdjęcia jest: michal.herl