O piątku. Tak metafizycznie trochę. I krótko, bo … piątek dzisiaj. I będzie leżenie po kocykiem.

Tydzień

Dzisiaj odkryłem ukrytą, głęboką prawdę o piątku. Nadal jestem poruszony i w środku cały drżę prawie.

Stwarzanie świata trwało siedem dni. Siedem dni ma tydzień. Piąty dzień to piątek.

Czytajcie dalej – prawda będzie później.

Piątek

Piątek. Przez wielu ulubiony dzień tygodnia. Wyczekiwany z wielką tęsknotą już od poniedziałku, albo i od niedzieli wieczór.

Podejrzewałem, że Stwórca to wszystko specjalnie „tak zaplanował”. Zaplanował, aby piątek był dniem wyczekiwanym, najbardziej wytęsknionym. A dzisiaj otrzymałem tego dowód.

Muszę dodać, że (dla mnie) piątek to także dzień o znaczeniu religijnym. Ja – jako katol(ik) – w piątek wspominam wydarzenia jerozolimskie  sprzed prawie 2 tysięcy lat.

Piątek kojarzy mi się ze spokojem. Kojarzy mi się z trójkową listą przebojów. Kojarzy mi się także z kocem szczególnie późną jesienią, zimą czy wczesną zimną wiosną. Siedząc na kanapie czy w fotelu, przykryty kocykiem, popijając gorącą (niech będzie) herbatę i słuchają muzyki – to jest mój obrazek piątkowego wieczoru. I do tego nie sam. Oj dobrze mieć duży kocyk.

Kocyk

Prawda o piątku

Dzisiaj (no trochę przypadkowo, ale co tam) udało mi się odkryć i zrozumieć ową głęboką prawdę o piątku.

Oto jedna z sympatycznych osób, z którą dzisiaj mijałem się w korytarzu obok kawopoju patrząc na kalendarz i nie ukrywając radości wykrzyczała (tak, to zdecydowanie był okrzyk) trzy słowa. Padły dokładnie w podanej kolejności:

Jezu!

piątek!

Alleluja!

Muszę napisać, że zostałem olśniony takim głębokim wyznaniem. Jakże religijnie głębokie połączenie słów.

To niewątpliwie musiało zostać tak zaplanowane.

Po chwili usłyszałem jeszcze:

Kocham piątki!

Duchowy piątek.

Pozostaje mi już tylko na koniec dodać:

Amen.

PS. Dla porządku i z obowiązku dziennikarskiego dodam tylko, że ta osoba do religijnych to nie należy.